Jestem w ciąży.
(…)
To jest taka dziwna przestrzeń, w której wszystko może się
zdarzyć. Jak by Ci to wytłumaczyć…
Na przykład Twoja dozgonna miłość do suszonych pomidorów
przeradza się ni stąd ni zowąd w równie oddaną nienawiść.
A przypalone ciasto stanowi doskonały punkt wyjścia do morza łez uwzględniających po drodze wszelakie rodzaje cierpienia na świecie i w kosmosie.
A przypalone ciasto stanowi doskonały punkt wyjścia do morza łez uwzględniających po drodze wszelakie rodzaje cierpienia na świecie i w kosmosie.
Czas dzieli się pomiędzy wiedzę absolutną i absolutną
niewiedzę.
Pochłaniasz się bez opamiętania w sprawach, które nigdy Cię
nie interesowały i łapiesz się na tym, że minęły dwie godziny i czytasz właśnie
dwudziesty piąty artykuł na temat dobrych źródeł wapnia w pożywieniu, jego nieprzyswajalnej
przyswajalności i mitach, które w każdym nowo otwartym oknie dotyczą innego
aspektu jego - NO W KOŃCU ostatecznego - wchłaniania. Hmm…
Zresztą czas płynie/biegnie/idzie bądź nawet przebiega
równie nieokreślenie jak nieokreślona jest sama przestrzeń. Od dziwnej ekscytacji
istnieniem do paraliżu na myśl o wadach rozwojowych. Wszystko jest równie
intensywne. Wydaje się równie prawdopodobne, równie przerażające, równie
niebezpieczne i równie fascynujące.
Sekundy odmierza uryna.
Godziny - kolki w nerce.
A dni - skurcze podbrzusza.
Bardzo szybko okazuje się, że nie jesteś sama. Wyrastają jak
grzyby po deszczu jednostki, dla których przestrzeń, w której się znalazłaś,
jest znana jak własna macica. Na tyle bliska, że z (jak dla mnie nie do końca w
normie) ogromnym zaangażowaniem nie omieszkają opowiedzieć Ci o swoich
przygodach kolko-moczowych, ustrzec przed dźwiganiem i przed nadmiernym
nicnierobieniem. Zalecić stos lektur i uspokoić, że tak naprawdę to dopiero sam
poród (kolejna nieznana mi
przestrzeń) jest przeżyciem. A w zasadzie to i poród odejdzie w zapomnienie, bo
przecież połóg, ząbkowanie, blw (?!), dalej już nie zapisywałam, bo wypisał mi
się długopis…
Tworzę sobie słownik trudnych pojęć, uczę się ich na pamięć
i coraz częściej przy rozmowie, gdy pada jedno z tych haseł na moją twarz
wypływa uśmiech i kiwam porozumiewawczo w stronę podekscytowanego mówcy, a właściwie mówczyni, że „no wiadomo, my,
(no)matki takie rzeczy to wyssałyśmy z mlekiem własnej MATKI (damn, przecież mnie
karmili butelką, no to wiele wyjaśnia, o jak wiele), więc że ona mnie tu nie
zagnie”.
Tak się chyba odnajduję w tej rzeczywistości, choć chyba
równie często gubię.
A jak zaczynam popadać w amok i spędzać pół dnia na
oglądaniu własnego ciała (na które w tej przestrzeni działają podobno jakieś
inne siły, odśrodkowe), czytać o wszystkich na chwilę obecną znanych chorobach
ciążowych i tych potencjalnych, które mogą czaić się tuż za rogiem, zastanawiać
się czy będę szczepić i czy nie zgniotę dziecka podczas snu, czy będzie miało
duże stopy i prosty zgryz i czy przypadkiem nie urodzę w taksówce, to wtedy
biorę głęboki oddech i przypominam sobie historie tych jednostek (co jak grzyby
po deszczu) i od razu się uspokajam – skoro dopiero TAK NAPRAWDĘ się zacznie,
jak moje dziecko oznajmi mi, że zostanę babcią, to przecież ja mam kupę czasu
(dygresja: kupa w tej przestrzeni też nie brzmi tak jak do tej pory).
I taka wyluzowana idę robić kolejną serię ćwiczeń, bo
przezorny zawsze ostrożny.
Potem zaparzam ziółka (ale tylko te, które nie są poronne,
czyli nie wiem jakie) i włączam mantrę i nagle znów wszystko jest pięknie. Ja
jestem tu i teraz. I nie wiem co
jeszcze to „tu i teraz” mi przyniesie, i nie wiem, czy kiedyś będę umiała
opowiedzieć jak to było zmienić na chwilę przestrzeń bytowania.
Być może zapomnę. Dużo rzeczy się zapomina. Nawet tych
ekscytujących i poważnych i jedynych.
Ale póki co jestem w
ciąży.
I uczę się tego zakątka we wszechświecie.
Z uwagą i zaangażowaniem raczej godnym polecenia (komu? nie
wiem, tak mi pasowało w kontekście).
Taki uśmiech.
Podpisano: Nomatka
Ja nie zapomniałam...bardzo trafnie opisane ;* Chciałabym mieć drugie dziecko, ale nie wiem czy chcę to jeszcze raz przeżywać...Mi jeszcze od pierwszych dni towarzyszyło uczucie cielesnego ograniczenia, totalnej niewygody. Uff. Cieszyłam się porodem, choć był okropny :) Później było ciężko, samotnie zajmować się maluchem, ale zdecydowanie wygodniej w przestrzeni, łatwiej <3
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie to - nieustanne sprzeczności, odczuwasz radość i obawę, ból i spełnienie. Nic tylko się otworzyć na nowe doznania i je przyjmować takimi jakimi są. My z każdym dniem z coraz większą ciekawością czekamy na ten punkt przełomowy zwany porodem. ;)
UsuńO porodzie póki co, nie myśl.. Przereklamowany! 😉 Niepotrzebnie Cię stresują, przecież każdy poród jest inny :) Też to przeżywałam do czasu, gdy nie poszłam do szkoły rodzenia- po każdych zajęciach byłam psychicznie gotowa na ten jakże ważny moment..
OdpowiedzUsuńA z tym blw- pewnie chodziło o Baby led weaning 😀 odsyłam do zdjęć mojej 9 miesięcznej Mai zajadającej jagody ;)
Pozdrawiam
Skupiam się na tu i teraz, a od stycznia idę do szkoły rodzenia.
UsuńA co to blw wiem, to było z przymrużeniem oka ;), ale dzięki! Zdjęcie fioletowej Mai widziałam już wcześniej, urocza!
Pozdrawiamy :)